sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 8

- Pa Leo! - szybko odpowiedziałam i zerknęłam na Hazze. Miał zbyt zadowoloną minę dlatego uderzyłam go łokciem w brzuch.
- Za co to? - zapytał zginając się z bólu.
- Za to że Cię kocham- powiedziałam i puściłam mu buziaka. On uśmiechnął się do mnie i poszliśmy dalej. Szliśmy długą szarą dróżką. Co jakiś czas były drewniane ławki.Na trawnikach rosły kolorowe bratki i stokrotki. Nagle poczułam rękę Harrego zaciskającą sie na mojej. Skierowałam wzrok na niego. Uśmiechnął się do mnie, a ja chwyciłam mocniej jego rękę. Powędrowaliśmy dalej. Zobaczyłam dwa gołębie. Harry chyba też je zauważył bo odwrócił głowę w tą stronę co ja. Wiedziałam o czym myśli. On też wiedział o czym myślę ja. Wyglądały jak my. Szczęśliwe, czułe... zakochane. Odwróciłam się w stronę Harrego, a on w moją. Patrzyliśmy na siebie. Nie mogałam oderwać wzroku od zieleni jego oczu. Były ja trawa, którą mijaliśmy wcześniej. Emocje, które przekazywały były jasne i łatwe do odczytania. Przynajmniej dla mnie. Kochałam go, a on mnie, widziałam, czułam to. Nim się obejrzałam Harry złożył delikatnego buziaka na moich malinowych ustach. Ja tylko zbliżyłam sie do niego i wtuliłam się w jego emanujący ciepłem tors. Objął mnie swoimi rękami i delikatnie smyrał mnie po plecach. Wsadziłam palce w jego miękkie, kasztanowe włosy i w myślach stwierdziłam: ,, Chce tak zostać do końca mojego życia". Po jakiś dziesięciu minutach już trzymaliśmy się za ręce i szliśmy dróżką. Przez całą drogę bolała mnie prawa kostka po tym jak wpadł namnie Leoś. Lekko utykałam na nią, ale w pewnym momencie zabolała mnie tak, że syknęłam z bólu kucając i łapiąc sie za nią.
-Lizz!-krzyknął Hazz- Co jest? -zapytał już trochę spokojniejszym tonem.
-Nic tylko kostka... chodź.-ruszyłam dalej.
-O nie, nie. Idziemy, ale do domu.- powiedział szybko łapiąc mnie za nadgarstek i przyciągając do siebie. Stałam przodem do niego. Tylko poczułam jak Harry powoli mnie podnosi do góry. Oplotłam swoimi nogami jego biodra. Loczek zaczął zmierzać w kierunku mojego domu. Gdy już byliśmy pod domem opuścił mnie na ziemie, a ja wyciągnęłam klucze i otworzyłam drzwi. Po wejściu zakluczyłam je od srodka i ściągnęłam buty.
-Gdzie masz lekarstwa?- Hazz zapytał mnie kiedy wchodziliśmy do mojego pokoju na piętrze.
-W łazience, w drugiej szufladzie od góry po prawej stronie. -odpowiedziałam na jednym tchu.
-Okej, ja pójdę po maść i bandarz, a ty za ten czas ściągnij spodnie.-powiedział obojetnie. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
-No co? Chcę tylko opatrzyć twoją kostkę. Bez czarnych myśli proszę. -uśmiechnął się co sprawiło,  że ja też to zrobiłam.
-No dobrze, dobrze. Idź po te rzeczy. -rozkazałam odpinając guzik od spodni. Po chwili stałam oparta o ścianę na przeciwko drzwi. Usłyszałam, że się otwierają. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam mojego ukochanego stojącego przede mną.  Patrzył na mnie z iskierkami w oczach.
-Połóż się na łóżku tak żebym mógł zająć się twoją nogą.- zrobiłam co kazał, a on usiadł na skraju materaca i położył moje gołe stopy na jego kolanach. Najpierw posmarował moją kostkę maścią, później ją zabandarzował. Nagle poczułam jak Harry całuje moją nogę. Jego pocałunki zmierzały ku górze. Gdy dotarł do miejsca gdzie zaczynała się moja bluzka posadził mnie na swoich kolanach, chwycił moją dłoń splatając nasze palce i znowu zaczął , mnie całować.  Tym razem zaczął od obojczyka kończąc na policzku. Oderwał się ode mnie i spojrzał głęboko w oczy. Już myślałam, ze mnie pocałuje, ale tak się jednak nie stało. Powoli zaczęłam obracać sie przodem do niego. Złapałam jego twarz w dłonie i lekko pocierałam kciukami policzki. Nagle po moim poliku spłynęła pojedyncza łza. On odrazu starł ją palcem nie pytając o nic. Zawinęłam ręce wokół jego szyi, a jego dłonie powędrowały na moje biodra.
-Kocham cię...-szepnął mi do ucha.- Nie wiem jak ci to udowodnić...
-Ja ciebie tez. I to nie wiesz jak bardzo.- Harry odkleił mnie od siebie i pocałował w czoło.

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 7 "Kim ty jesteś chłoptasiu?"

Półtorej godziny później... (13:30)Idąc wydeptaną drogą w parku doszliśmy do budki z lodami.
Stałam z Harrym w kolejce do stoiska. Było przed nami ze cztery osoby. Myślałam trochę o tym co działo się wczoraj wieczorem i dzisiaj rano. Zakochałam się w nim kiedy miałam 12 lat... Nie jesteśmy razem, ale wiem że chce z nim spędzić moje życie. Gdy go widzę w szkole i w innych sytuacjach czuję w sercu ciepło. Ciepło które wypełnia mnie całą od środka. Gdy mnie pierwszy raz pocałował chciałam się oderwać od niego, spojrzeć mu w oczy i powiedzieć co czuje. Nie zrobiłam tego chociaż chciałam, ale jego wargi były takie przyjemne i słodkie, że coś nie pozwoliło mi tego przerwać. Jego pocałunek był delikatny, a jednocześnie zachłanny. Chciałam aby ta chwila nie miała końca...
-Lizz jakie chcesz lody?- z wiru moich myśli wyrwał mnie cudowny męski głos. Głos, który tak kochałam.
-Ummm może sorbet mango i sorbet wiśniowy?-zastanowiłam się chwilkę-Tak poproszę.-powiedziałam do sprzedawcy. Był starszym panem w słomianym kapeluszu i w białym fartuszku. Z pod fartucha wystawała koszula z krótkim rękawem, w zieloną kratkę. Na twarzy miał śmieszny siwy wąsik.
-Pięć funtów.-powiedział z uśmiechem na twarzy, podając nam nasze zamówienia. Hazz zapłacił. Usiedliśmy przy stoliku czekając na resztę paczki, która kupowała lody.
Po paru minutach już wszyscy siedzieliśmy przy stoliku.
-No to mamy pierwszy dzień wakacji.-z radością rzekł Tomi.
-Świetne będą te wakacje! Przynajmniej taką mam nadzieję. -powiedziała moja ciemnowłosa przyjaciółka. Tak to z pewnością będą świetne i niezapomniane wakacje. Jak narazie wszystko uklada się w jasnych kolorach, ale to dopiero pierwszy dzień. Zostało jeszcze ich sześćdziesiąt pięć...
-Pożyjemy zobaczymy...-powiedziałam i zaczęliśmy sie śmiać.
Jeszcze trochę ponad godzinę rozmawialiśmy o różnych mało istotnych sprawach. Później Alex i Tomi musieli już iść, a Vicky powiedziała, że śpieszy się do dziadków na obiad. Ja wiedziałam, że nawet nie miała zamiaru tam pójść, ale dla mnie to nawet lepiej... Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i napisałam do niej krótką wiadomość:

"Wiem, że tam nie idziesz. Lizz xx"

Kliknęłam "wyslij" i zapytałam Hazzy co robimy.
-Może pójdziemy się przejść?-zaproponował
-Ok, to dobry pomysł.- zaakceptowałam plan, wstaliśmy i powolutku zaczęliśmy iść dróżką.
-To co? Casting na początku sierpnia?-zapytałam żeby przerwać ciszę.
-No na to wychodzi... Pojedziesz ze mną?-zaszokowało mnie to pytanie.
-No pewnie! Ja cię na to namowiłam, więc będę cię wspierać.-powiedziałam i przytuliłam go.
-Nie zostawię cię.- szepnęłam mu do ucha.
-Już zawsze razem.- rozluźnił uścisk i cmoknął mnie w policzek.
Szczerze się do niego uśmiechnęłam, a on to odwzajemnił. Podążaliśmy drogą jeszcze jakieś dziesięć minut, kiedy nagle podbiegł do mnie mały piesek. Chyba kundelek. Kucnęłam przy nim, zaczęłam go głaskać i się z nim bawić. Harry stał nade mną i patrzył.
-Jak się nazywa?-zapytałam kobiety, która była właścicielką pupila.
-Papiś.- odezwała się starsza pani. Wstałam pożegnałam sie z kobietą i poszliśmy dalej.
-Fajny był ten szczeniak.- powiedział Hazz.
-Był taki uro...-nagle poczułam jak ktoś mnie popycha na ziemię. Byłam tak bardzo wciągnięta rozmowom z Loczkiem, że nie zauważyłam biegnącego na mnie chłopaka. Kiedy już wstawaliśmy z ziemi rozpoznałam człowieka, który na mnie wpadł. To był mój starszy kuzyn Leon.
-Lizz to ty?- zdziwił się.- Przepraszam, nic ci się nie stało? Nie poznałem cie.
-Nie spoko. Jestem brudna, ale to nic.-westchnęłam.
-Lizz kto to?- zapytał mnie Harry.
-To jest mój kuzyn Leon.- odpowiedziałam na jego pytanie.
-A ty kim jesteś chłoptasiu?- rzucił pytanie w kierunku Lokersa.
-Jestem Harry. Jej chłopak.- Cooooo? Czy on powiedział, że jest moim chłopakiem? Wiem, że zachowujemy się jak para, ale nigdy nie zapytał czy chcę z nim być.
- Aha, to spoko. Pa Lizz. Do zobaczenia.- rzucił w moją stronę Leon i odszedł.





                                                              
 
Leon Black
 
Starszy kuzyn Lizz. Zawsze jest o nią zazdrosny, kocha ją jak własną siostrę. Troszczy się o nią bardziej niż o samego siebie.